26.09.2023

Top Srylion #1 - co mnie wkurza w Portugalii

Jako iż jestem z natury marudno-wybredny, taki wpis musiał się pojawić. Nie ma róży bez kolców, nie ma słońca bez UV.


1. Komunikacja miejska

Niewątpliwym królem tego zestawienia jest komunikacja miejska w naszym Barcelos, która zasługuje na jedynkę z wykrzyknikiem. Zapomnijcie o tym co widzieliście w Polsce, nasze rodzime zbiorkomy to przy tutejszej japońska jakość i szwajcarska precyzja. 

Największym absurdem są przystanki autobusowe. To zasadniczo cienki słupek z małą tabliczką TUBA (nazwa przewoźnika) i nasprejowany na asfalcie napis o tej samej nazwie. I koniec, żadnej wiaty, ławeczki, czy nawet rozkładu jazdy (!) Można poczuć się jak w GTA, gdzie widywało się autobusy miejskie w ruchu ulicznym, ale ich trasa była znana wyłącznie twórcom gry i stanowiły głównie dekorację niż funkcjonalność.

Po chwili googlowania rozkłady poszczególnych linii można znaleźć w Internecie, jednak data publikacji (04.2023) pozostawia wątpliwości co do ich obowiązywania. Pojedynczy przejazd kosztuje 1€, miesięczny 15€. Autobusy to zazwyczaj pocieszne niebieskie Iveco w stylu akwarium. 



Drugie miejsce należy do systemu wsiadania i wysiadania. Większość przystanków jest tutaj na żądanie, zatem chcąc wysiąść trzeba pilnować gdzie jesteśmy i nacisnąć na czas przycisk STOP. To samo dotyczy wsiadania - nie można ot tak usiąść na ławce i scrollować internet w telefonie, zwłaszcza jeżeli jesteśmy sami na przystanku - inaczej nasz wyczekiwany autobus przejedzie nam przed nosem. Dotyczy to zarówno Barcelos jak i Lizbony czy Porto.

2. Logika i sposoby zakupu biletów kolejowych

Ten podpunkt dedykuję głównie dworcowi Sao Bento w Porto. Nie wiem jak to możliwe że w mieście zawalonym turystami w stopniu topowych włoskich miast, automaty do sprzedaży biletów mają dostępny wyłącznie język portugalski mają też angielski i hiszpański, lecz służy do tego osobny przycisk - w bardzo nieintuicyjnym miejscu i często z wytartym podpisem. Nie byłby to problem, gdyby kasy biletowe działały 24/7, jednak to nie jest Polska - zamykają się prawdopodobnie około godziny 20:00. 

Nawet jeśli uda nam się przebić przez menu to czasami zakup biletu nie dochodzi do skutku z różnych przyczyn - a to nie widzi naszej karty debetowej, nie da się zaakceptować PIN-u,  bądź wywala się inny losowy proces. Nie polecam takich doznań w momencie kiedy zostało niewiele czasu do odjazdu naszego pociągu - dobrze mieć przynajmniej 20 minut zapasu.



W dodatku jeśli kupiliśmy bilet w postaci nabicia przejazdu na tutejszą kartę miejską, trzeba pamiętać aby odbić ją w specjalnym urządzeniu na peronie, przed wejściem do pociągu - niczym wchodząc rano do korpo :P

3. Muchy

Tutejsze muchy mają najwyraźniej wgrany inny algorytm latania w stosunku do polskich. W uproszczeniu można powiedzieć, iż są to muchy po kokainie - niesamowicie szybkie i zwinne, straszliwie natrętne, bardzo trudne do upolowania i tym samym niebywale wkurwiające. Jestem pod wrażeniem że udało się naturze stworzyć muchę bardziej denerwującą niż jej polska wersja ><

4. Brak kierunkowskazów na rondzie

Teoretycznie ten punkt nie powinien mnie dotyczyć ponieważ nie jeżdżę tutaj samochodem. Jednak poruszam się po okolicy rowerem (gdy któryś z tutejszych szrotów akurat działa - a z tym bywa różnie) i choćby po drodze do siedziby naszej organizacji znajduje się rondo. Zatem nie trzeba jechać daleko by zauważyć, że w Portugalii praktycznie nikt nie używa kierunkowskazów zjeżdżając z ronda. 

Mając perspektywę polską gdzie ludzie w większości jednak wrzucają te kierunki, jest to bardzo irytujące, a także dosyć niebezpieczne, gdyż niejako trzeba się domyślać czy dany samochód zjedzie na najbliższym skręcie czy będzie jechał dalej. Takie niedbalstwo o dziwo nie powoduje niebezpiecznych sytuacji (tj. częstego gwałtownego hamowania i trąbienia), także lokalsi najwyraźniej odnaleźli się w tym chaosie, ale jak to nie wiem -,-

12.09.2023

Wycieczka #2 - spotkanie z oceanem

Pierwotny plan obejmował połączenie tego spaceru ze zwiedzaniem Viana do Castelo, jednak nie było to wykonalne czasowo z uwagi na konieczność zdążenia na pociąg. Zatem kolejnego dnia wsiadłem ponownie w ten sam pociąg i wysiadłem o jedną stację wcześniej w Areia-Darque, skąd po ~3 km spaceru można dotrzeć na plażę. To przedmieścia Darque, miasteczka niedużego i całkowicie nieturystycznego. 

Stwierdziłem, że zacznę dzień od kawy w lokalnej knajpie która mimo daty (15 sierpnia) była otwarta. W środku czekało na mnie to, czego oczekiwałem, tj kawa za 1€ (!), siedzący lokalsi i ekwiwalent TVP Info na telewizorze.


Powtarzam, kawa za 1€


Ta czerwona markiza to kawiarnia

Okolica kawiarni


Idąc przez nieturystyczne rejony miałem okazję zobaczyć jak żyją zwykli ludzie poza wielkimi miastami. A z mojej perspektywy - rzecz jasna interesowało mnie czym jeżdżą.

Typowy parking z roku 2001

Fiat do posiadania, Golf do jazdy


W Polsce gatunki wymarłe, tutaj wciąż zwykłe samochody


Ale dobra, wpis miał być o wycieczce nad ocean. Spacer wieńczy ogromny parking, gdzie roi się od kamperów i vanów którymi zazwyczaj przyjeżdżają surferzy.

Mercedes klasy R wyróżnia się na tle pochodnych dostawczaków


Wejście na plażę


Infrastruktura surferska


To nie parawany, to kite'y


Plażowanie nad oceanem znacznie różni się od tego nad morzem. Raz - to jest generalnie plaża surferska i mają oni tutaj zdecydowaną większość. Dwa - wiatr jest tak silny, że zwykłe rozłożenie się na piasku z kocem nie wchodzi w grę. Parawan lub namiot plażowy to konieczność, jednak istnieje lepsza opcja - schowanie się za wydmą. Niewiele zachodu, a efekt podobny ✌

Sky full of kites

Aktywna rodzinka bazująca przede mną. Tak, to Niemcy 😅

Słyszałem wiele głosów o tym, że kąpanie się w oceanie nie należy do najłatwiejszych zadań i jest w tym sporo prawdy. Woda jest raczej zimna, fale mocne, a prąd powrotny znacznie silniejszy niż w typowym morzu. Jednak nie można było odpuścić, w końcu czy istnieje bardziej odpowiednia data do pierwszego zmoczenia kąpielówek w oceanie niż 15 sierpnia? 😉





10.09.2023

Wycieczka #1 - Viana do Castelo

Jedną z pierwszych wycieczek które zrealizowałem, była jednodniówka do miejscowości Viana do Castelo, oddalonej od Barcelos o 37 km. Ogólnym zamysłem było przetestować portugalską kolej oraz wiarygodność wskazówek transportu publicznego pokazywanych przez Mapy Google. Takie informacje zdecydowanie warto było zdobyć, nim wybiorę się gdzieś dalej.


Tak prezentuje się stacja kolejowa w Barcelos


A tak pociąg który kursuje na trasie


Bruk to Portugalii widok równie powszechny co Mercedes w kombi


Samo miasto jest nieduże, raczej kameralne, niezbyt zatłoczone i co ciekawe - tanie. Udało mi się kupić u tutejszej babuszki chustę z wyszytym herbem Viana do Castelo za jedyne 1,50€. Widząc teraz w zdjęciach kapelusze za 5€ stwierdzam że trzeba przejechać się tam ponownie :P






Stare miasto jest bardzo kompaktowe - to raptem dwie dłuższe równoległe ulice oraz ścisłe centrum które tworzy kilka placów i ulic wokół. Trzeba przyznać że Viana do Castelo jest ładnie utrzymane - dopiero późniejsze wycieczki pokażą, że w Portugalii nie brakuje budynków w słabym stanie wizualnym.







W północnej części miasta znajduje się potężne wzgórze, a na nim sanktuarium, które widać z wielu kilometrów. Na górę można dostać się kolejką w stylu włoskich miasteczek (funicular), samochodem lub pieszo schodami. Kościół i przylegający do niego teren parkowy jest popularnym celem weekendowych wycieczek, stąd w niedzielę ogromna kolejka do kolejki (hehe) i równie duże korki na szczycie. Wspinaczka pieszo to jedyna słuszna opcja dla każdego sprawnego fizycznie człowieka.





Cieszy fakt iż wstęp do sanktuarium jest bezpłatny, a jego wnętrze naprawdę nietuzinkowe. Przeciętny mieszkaniec Europy Środkowej nie będzie ziewać z nudów - to nie jest kolejny ociekający złotem barokowy kościół z Krakowa czy Wiednia.






Na koniec - widoki z góry św. Luizy na której stoi sanktuarium. Połączenie znacznej wysokości (195m n.p.m.) i bliskości oceanu daje niesamowite wrażenia wizualne. Można obserwować wszystko, od ruchu ulicznego w paśmie nadmorskim po kitesurferów w oddali.






Czy warto odwiedzić Viana do Castelo? Oczywiście, to niewielkie i urokliwe miasteczko, gdzie zdecydowanie jest co oglądać, a jednocześnie nie grozi nam zadeptanie przez ludzi, bankructwo w knajpach, czy nagabywanie do przybytków z zakresu infrastruktury do zdzierania kasy z turystów. 

Potwierdzeniem tego jest kawiarnia Christina w której zatrzymałem się na cappucino i sałatkę, która nie ma nawet wizytówki na Google Maps - adres to R. Manuel Espregueira 168, 4900-488 Viana do Castelo
Obsługa jest sympatyczna, ceny przystępne a sałatka z tuńczyka pyszna, choć wygląd ma niezbyt prestiżowy 😆