11.03.2024

Madera cz. 1. Wszystko co złe w insta-turystyce

Niektórzy z was prawdopodobnie kliknęli w odnośnik z oburzeniem i niedowierzaniem. Jak tak można, szkalować Maderę - krainę wiecznej wiosny, mekkę aktywnych millenialsów? Wyspę marzeń z widokami rodem z LoTR i dobrą pogodą przez ten sam procent roku, co mamy złą w Polsce? 

Oto kilka powodów dla których wsiadałem w powrotny samolot z głębokim meh w sercu, niczym rybak wyciągający z sieci 3 kg dorsza i 5 m3 wodorostów.



Funchal to żart

Niemiecki żart - drogi i mało śmieszny. Największe miasto Madery jest opanowane przez chwiejących się na swoich bladych nogach niemieckich emerytów, a wszelakie atrakcje skierowane do nich - zarówno treścią jak i ceną. O ile koszt 12€ w jedną stronę za kolejkę na wzgórze Monte był mi znany i jakoś go przebolałem, to zastane na górze ceny w postaci 15€ za wstęp do ogrodu botanicznego lub okolice 20€/osoba za zjazd słynnymi sankami różniły się od tego co można było przeczytać w Internecie. 

Dla człowieka spoza starej UE takie ceny to sroga przesada i po krótkim spacerze zostało nam udać się na przystanek autobusowy, by zjechać z powrotem do centrum za 1,95€. Sam przejazd autobusem był stosunkowo atrakcyjny - można było zobaczyć z bliska ciasnotę zabudowy i szaleńcze nachylenie stoków Monte.

Ceny odpowiednio dla 1,2 i 3 osób

Samo centrum jest trudne do zdefiniowania, niczym szczególnym nie zachwyca - ot uliczki wyłączone z ruchu samochodowego lub jednokierunkowe. Pozostała część Funchal (widziana głównie z auta) jest dość nieprzyjemna - częste "przyklejanie się do ścian" i liczne tunele są dość klaustrofobiczne. Nie spodziewałem się zbyt wiele po tym mieście, ale tak chamskiego skoku na hajs i ciągłego przedzierania się przez germańskich starców nie przypominam sobie nigdzie indziej. 


Bez samochodu nie zwiedzisz nic

Dla naszego zestawu osobowego nie był to problem - mieliśmy kierowcę z 13-letnim doświadczeniem, lubiącego ciasne zakręty i wymagające drogi. Spora część osób może być jednak trochę przerażona tutejszymi drogami - strome podjazdy, liczne nawroty, wąskie mijanki czy odcinki nad przepaścią. Albo wszystko naraz. 

Nasz Stellantis z mocarnym 1.0 R3 pod maską. Przynajmniej brzmiał fajnie

Na wyspie istnieje komunikacja publiczna, jednak nie jest ona stargetowana w turystów - większość linii służy mieszkańcom i zbiorkom nie dojeżdża do wszystkich atrakcji. Przedzieranie się przez logikę tutejszych przewoźników i późniejsza jej konfrontacja z rzeczywistością to moim zdaniem zbyt duży wydatek czasowo-nerwowy, przez co lądujemy w punkcie wyjścia - trzeba wypożyczyć auto. A w trakcie tegoż można się przekonać, że...


Turysta to bydło do strzyżenia

O ile drogi nie dały szczególnie popalić naszemu zestawowi, to lokalne wypożyczalnie już tak. Mimo wcześniejszego sprawdzenia warunków wypożyczenia (chodziło o możliwość rezerwacji przy użyciu karty debetowej, nie kredytowej), tutejsza wypożyczalnia GOLDCAR oświadczyła "u nich to tak nie działa" i że nie wyda samochodu bez dokupienia dodatkowego ubezpieczenia - co kosztowało... więcej niż samo wypożyczenie auta. Sama obsługa wydawała się być doskonale zaznajomiona z mechanizmem, a otrzymany samochód nie pokrywał się z tym co rezerwowaliśmy, nie tylko modelem ale przede wszystkim mocą silnika.

Obrotomierz dowodem że konieczne było korzystanie ze wszystkich 68 KM

Po chwili googlowania okazało się, że taki proceder trwa w najlepsze od dawna i nie bardzo jest jak się o nim dowiedzieć, bo pozostałe oddziały GOLDCAR nie słyną z takich praktyk, a rezygnacja z usługi i rezerwacja u innej firmy ad-hoc w dniu przyjazdu wyjdzie znacznie drożej. Informacje o oszustwie znalazłem dopiero pod pinezką tego oddziału GOLDCAR na lotnisku w Funchal w Mapach Google. A bądźmy szczerzy - kto kopie tak głęboko w trakcie organizowania wyjazdu, na który składa się 758 rzeczy do zrobienia? Zachciało się Madery to płać!


Parkowanie to koszmar

Ze wszystkich miejsc które odwiedziliśmy, problemów z parkowaniem nie było tylko pod lasem Fanal, gdzie zajechaliśmy późnym popołudniem w gęstej mgle (tutaj akurat pożądanej). Wszystkie pozostałe cele wiązały się parkowaniem na partyzanta, zajmując jeden z pasów ruchu lub niczyją przestrzeń na styku rynsztoka z krzakami. 

Ciekawe czy jest tu segment na Stravie

Wydłuża to znacząco proces parkowania jak też dotarcie do właściwego punktu wejścia na szlak. Niby mało to odkrywcze w turystycznym miejscu, ale widząc raz po raz ciągnące się dziesiątkami metrów samochodowe dżdżownice, ciężko zignorować wrażenie, że podstawowym i najbardziej doskwierającym problemem Madery jest...


Alarmujący overtourism

Przed wyjazdem sądziłem że początek marca to termin z czapy - ledwo początek wiosny, zaraz po mocno niepolecanym lutym i tłumów być nie powinno. Och, jakże się myliłem. Chciałbym to przypisać dobrej pogodzie, ale to nie Tatry gdzie na wyjazd można się zdecydować z dnia na dzień. 

Chodząc po bardziej rozpoznawalnych trasach, można zapomnieć o byciu sam na sam z naturą. Ludzie są wszędzie i nierzadko z gatunku tych którzy powinni byli zostać w mieście. Tak samo wkurzający potrafi być "gang" 20-letnich Włoszek, wyposażonych w 1 browara i 2 paczki szlugów, które kopcą tuż pod wodospadem na finale trasy, jak i tercet dynamicznych 36-letnich Austriaków, którzy nie potrafią cię minąć bez trącenia łokciem, BO ONI KURWA MUSZĄ BIEC - nawet tam gdzie odcinek szlaku ledwo pozwala się minąć 2 osobom. 

Tylko ja i natura

Oszczędzę sobie (choć w sumie to nie) osobnego rantu na wszelkiego rodzaju copy-paste instagramiarzy i droniarzy, którzy zamiast zwiedzać jedno z ciekawszych miejsc w tej części świata, przyjechali tutaj robić KONTENT, taki sam jak wszyscy inni 34-letni brodacze w butach Salomon i kurtce North-Face. Choć oni nie są tak uwierający jak...


Wszechobecni Polacy

Nie chodzi mi tutaj o żałowanie naszym krajanom wyjazdów zagranicznych za ciężko zarobione w oparach deadline'ów pieniądze. Po prostu wyskakuje mi błąd w rzeczywistości, gdy przylatuję na oddaloną od wszystkiego wyspę, która leży bardziej w Afryce niż Europie i okazuje się że co trzecia mijana osoba mówi po polsku. Jakbym chciał pooglądać klasyczne polskie pary (obrażona laska i zmęczony facet) lub posłuchać w tle o problemach z tarczycą Anety czy ząbkowaniu małego Stasia, to zalałbym ropę do Passata i pojechał do Zakopanego. 

Szlak S7 do Ruivo, w tle tradycyjny korek przed Mogilanami

Jakkolwiek autystycznie to nie zabrzmi, duże ilości naraz Polaków poza Polską wywołują u mnie straszny dysonans. Czy ja naprawdę leciałem taki kawał drogi, żeby słuchać jak idąca za mną 'gorąca' 40-tka robi żarty na temat banana wystającego z bocznej kieszeni mojego plecaka? 

Wszystko to promieniuje przeraźliwym Full Gubałowka Experience i prowadzi do wniosku, że ponowną wizytę tutaj można rozważyć dopiero za kilka lat. Gdy hype opadnie na dobre, hasztag Madera przestanie trendować na insta, a trekkingowi millenialsi znajdą sobie nową kocimiętkę. A wrócić można, bo gdy wydostaniemy się z zaklętego kręgu Top 5 atrakcji Madery wg każdego blogu na WordPressie, okazuje się że...

Najlepsze miejsca to te nieoczywiste

Ale o nich więcej w części 2 😚

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz